różowe słonie...

Znowu w mieście. To wcale nie jest ucieczka z powodu tego czegoś buszującego po strychu.

Poza tym to to się uspokoiło jakoś. Latało wściekłe wczoraj wieczorem, ale w końcu się poddało. Oczywiście na dźwięk głosu mężczyzny z efektem "wow". Teraz tenże mężczyzna radośnie mi sugeruje, że to białe myszki mogły być. Aha. I różowe słonie. Radośnie tupiące i wachlujące się uszami.

Trochę jestem zła na tę wiosnę, że przychodzi w takim momencie mojego życia, kiedy odkryłam, że odśnieżanie podwórka to moje hobby.

Dziwne, bo śniegu było też sporo wcześniej i nikt z łopatą w gorączce po podwórku nie latał. A może latał, tylko nie zaobserwowałam tego zjawiska. A może to były moje różowe słonie, które wcześniej wydeptywały podwórko na płasko, zanim postanowiły zamieszkać na strychu.

Intrygujące to całe wiejskie życie jest.
 

Komentarze

Popularne posty