magia przetrwania...
Niech szlag trafi Julię – Panią na włościach w odległej wsi.
Niech szlag trafi jej metody terapeutyczne i pomysły rodem z psychoanalizy
Freuda.
Za karę dedykuję jej pesto z serem tylżyckim i ogromną łyżką miodu. Niebo
w gębie.
Bo makaron przetrwał jednak w stanie całkowicie jadalnym. Nie było w
nim nawet odrobiny chęci życia własnym życiem. Wcale mu się nie dziwię. Chociaż
ja w takiej temperaturze funkcjonuję już całkiem żwawo. Ot, magia
przyzwyczajenia. Albo magia przetrwania.
Swoją
drogą miasto mnie dziś zirytowało. Pierwszy raz w życiu wyjeżdżałam
kolubryną na osiem. Zapewne dla zabawy, postanowiłam obrócić kolubrynę
wokół własnej osi, poruszając się o pół metra do przodu i w tył i do
przodu i w tył.
Komentarze
Prześlij komentarz