prawie wcale...

Dostałam książkę. O zdrowym lekkim jedzeniu. Ale nie mam ochoty zamieniać się w uroczą, lekką i zdrową kuchareczkę. Zaglądam do lodówki i wyciągam zmarznięte półprodukty. Dosłownie półprodukty, bo zwykle dwa, nie więcej.

Nie chce mi się za specjalnie gotować, bo i sama nawet tego nie doceniam. Nie chce mi się za specjalnie sprzątać, bo i w zasadzie nie ma czego. Idealny wiejski domek? Niemożebyć!

Tylko pusto wszędzie, głucho wszędzie. Zaczynam myśleć o dezercji.

Bo wiosna idzie, no a mnie nosi. A to przecież całkiem normalny stan.

Obawiam się, że jeśli nie zostanę tu w żaden sposób uwiązana, na przykład łańcuchem do kaloryfera, będę bywać na wsi równie często jak zwykle bywałam w innych domach. Czyli prawie wcale.

Komentarze

Popularne posty