na długie zimowe wieczory...

Jestem w mieście. Nosi mnie, żeby wracać.

Wczoraj wybrałam się do mojej ucywilizowanej rodziny w popołudniowej porze, w zasadzie wyjechałam tuż przed zmrokiem. Po drodze czekały na mnie zaspy, lód, opadająca mgła niczym mleko, białe niedźwiedzie i czarne dziury i jeden niewidzialny rowerzysta, który doprowadził moje zmysły do apopleksji, gdy w końcu się ukazał.

I dostałam mnóstwo prezentów. Większość ma mi ułatwić tę moją wiejską banicję. Część ozdobić i uprzyjemnić czas. Plakat z Robin Hoodem na ścianie - na długie zimowe wieczory. Horrory Stephena Kinga - również na długie zimowe wieczory. Pościel w czerwieni i czerni - taaak... właśnie na długie zimowe wieczory.

I kilka praktycznych - co najmniej trzy tuziny ściereczek. Można by pomyśleć, ze moje ścierki giną nagminnie niczym bohaterowie Kinga, w niewyjaśnionych okolicznościach. 

Teraz na pewno zaczną.

Komentarze

Popularne posty