codziennie i to kilka razy...

Baltazar nie wiedzieć czemu poszczekuje, Harpagany rytmicznie przeżuwają siano, a na strychu uaktywniła się dawno nie słyszana już kuna. To nie wieś, to dżungla.

W pokoju zwanym dumnie sypialnią mieszka jeszcze kilka potworów. Na szczęście większość pluszowych. I jeden różowy little pony. Pozostawię na razie bez komentarza moją własną domową dezorganizację i brak czasu na uzbrojenie sypialni w podstawowe gadżety. Takie jak łóżko czy zasłonkę w oknie.

Zresztą kto by się tam przejmował brakiem przepastnego, cudownie miękkiego łoża, w którym można utonąć z siedmioma poduszkami, kocami, narzutą i my little pony. I wylegiwać się w tym wszystkim z jakimś horrorem czy innym kryminałem pod ręką. Czy tam z tym jednym z efektem "wow!".

A propos. Może i życie z mężczyzną to orka na ugorze, dramat i skaranie boskie, ale są takie momenty, że nie żałuję. Codziennie i to kilka razy. Na przykład dzisiaj w magiczny sposób zniknęła rozsypana kawa.

A na stole po ciężkim dniu pracy czekała na mnie kolacja. Chyba się zakochałam.

Komentarze

Popularne posty