ten jeden się nie liczy...

Dobra, koniec moich kosmicznych relacji. W końcu trafiłam dzisiaj do lekarza, który powiedział, hej, hej, ale wszystko jest ok.

Jeszcze jeden jutro musi to powiedzieć i publicznie ogłoszę, że jestem okazem zdrowia. A nie, raczej dwóch lekarzy, ale drugiego zamierzam w nieskończoność omamiać, bo odetnie mi dostęp do prochów. Tak że, ten, no ten jeden się nie liczy.

Harpagan zrobił w weekend furorę, przepiaffował całą paradę. Bo orkiestra mu za zadem grała. Normalnie chyba na treningach powinnam go muzą wspomagać, ciekawe co u niego sprowokuje pasaż. Może disco polo?

Widziałam też kolubrynę. Szkoda, że ona nie widziała mnie. Pokryta kurzem, stoi taka rozbebeszona, niby już czarna, ale jej tego i owego brakuje. Maski, zderzaków, fotela kierowcy i czterech par drzwi. Na pierwszy rzut oka.

Na drugi wzięłam Mojego Mechanika i popatrzyłam na niego z przekąsem. Serio? Bo to już, hej, trzy miesiące.

Komentarze

Popularne posty