do kwadratu...

E=mc2, czaisz? Zapytał Wszechświat. Czaję, powiedziałam ja. Moja energia to pięćdziesiąt pięć kilo mknące z prędkością światła. Do kwadratu.

To idźże się zważ, pięćdziesiąt pięć kilo to Ty już dawno na wadze nie miałaś. I zostawił mnie z kolejną zagadką do rozwiązania. Że niby skąd te dodatkowe kilogramy?

Tak, są takie równania, których nie ogarniam. Że niby ciało ma też jakąś energię spoczynkową. Nie moje ciało, wiadomo, tylko jakieś hipotetyczne. Bo moje ma tylko tę kinetyczną. Z bezruchem to ja się nie identyfikuję. Ani trochę.

Znam tylko trzy umysły, które mogłyby rozwiać moje w tym równaniu wątpliwości. Trzy cholerne, niedostępne mi na wyciągnięcie ręki umysły. A ja tracę zmysły. I nie mówię tu o dietetyczce.

Ale przynajmniej znowu jem śniadania. Zwyczajnie zwariowałam. 

Komentarze

Popularne posty