nie działo się nic...

Intensywny tydzień za mną. Chociaż w zasadzie nie działo się nic. Nie było kiedy.

Codziennie rano zwlekałam się z łóżka, z obłędem w oczach i rozczochranym włosem. Nieprzytomnym wzrokiem omiatałam kuchnię i jak zombie ku kawie, noga za nogą się wlekłam.

Codziennie też całymi dniami na kanapie leżałam. Ale nie działo się nic. Co jakiś czas sobie przypominałam, że mam zjeść. Bo ja teraz jem. Jakieś tysiąc dwieście kalorii na oko, ale jem. Regularnie, o!

A potem ćwiczę. W zasadzie to nie ćwiczę, tylko się zarzynam, bo po całodniowym leżeniu na kanapie myślę tylko o zastanych mięśniach i nierozciągniętych ścięgnach i o każdym gramie tłuszczu, co we mnie na kanapie wcześniej odłożył się. 

A on się zdradziecko tak odkłada. Podstępnie na mnie. Nocami też.

Komentarze

Popularne posty