niebotycznie i bez końca...

Słońce za oknem sprawia, że przeżywam swoisty dysonans, bo wszystko co widzę wygląda na wczesną wiosnę, a prawie mamy grudzień. Może zimy nie będzie.

Wprawdzie płonne to nadzieje, a kolubryna oprotestowała już pozostawanie na noc na dworze. Po pierwsze zamarzła wczoraj na amen, po drugie złośliwie zamknęła bagażnik, a po trzecie postanowiła urwać sobie tłumik. Klapę bagażnika łaskawie w końcu otworzyła, szkoda że w trakcie jazdy.

Harpagany nic sobie z ewentualnej zimy nie robią. Stoją w deszczu i wietrze i futrzą się okrutnie. Mam nadzieję, że grubość tkanki tłuszczowej doprowadziły do stanu podobnego foce arktycznej i wiedzą, że w tym roku jedyne na co mogą liczyć to lichy dach nad głową i trzy ściany. Nieocieplone.

Mimo wszystko wyglądają na szczęśliwe. Ja też tak mam nadzieję wyglądam, bo szczęśliwa jestem niebotycznie i bez końca. Wprawdzie okazuje się, że na dniach kolejnego niespodziewanego lokatora tu gościć będę i możliwe, że się go już nie pozbędę. Ale na szczęście to szczęście jest z nim totalnie sprzężone.

Chociaż tenże lokator właśnie poinformował mnie, że już prawie zdążył przehandlować moją szafę. Trzeba będzie sprawdzać, czy z włości czegoś nie wynosi.
 

Komentarze

Popularne posty