nic więcej...

Jak się już zobaczy szron i o północy się wychodzi a w powietrzu sugestia pierwszych płatków śniegu się objawia, to się zaczyna wierzyć, że ta zima się w końcu zacznie.

Niech się zaczyna, proszę bardzo, pod warunkiem, że się jeszcze szybciej skończy. Ja nie jestem w żaden możliwy sposób przystosowana do tej pory roku i oprócz pierwszych trzech dni, kiedy jest pięknie, czuję się obrzydliwie. I w ogóle wstręt do śniegu przeżywam.

Tymczasem ja się aklimatyzuję, spędzając najwięcej czasu w okolicy kołdry, a najczęściej pod. Czekając na mężczyznę mojego życia, wiozącego tu już pięć godzin i trzynaście minut upragnionego pączka, na którego to zamówienia przyjąć nie chciał.

Tłumaczył mi za to telefonicznie co robi i gdzie zaginął i jakie kłody pod nogi mu znów rzucił świat i że on chciałby już dawno tu być. A go nie ma. Ale zmierza. A ja chciałam tylko pączka, nic więcej. Nic mnie te jego przeszkody w tamtym momencie nie interesowały.

Niech tylko spróbuje mi go nie przywieźć, to ja naprawdę stracę już wszystko i wiarę w niego i cierpliwość i zdrowy rozsądek. Wprawdzie to tylko pączek, ale i aż.

Komentarze

Popularne posty