zapach burzy...

A wtedy była ulewa i wiesz, no, to było jak w filmie. Strugami deszczu spływała mi po twarzy, a mój śmiech niósł się między drzewami. Daleko.

Tylko we wszystkich tych romantycznych filmowych scenach nie klną, jak im się w butach przelewa i jak się mokra koszulka do ciała klei. Ja trochę klęłam. I też się to niosło między drzewami. Daleko.

Ale kocham takie sceny. Wiesz, cukier rozbuchany w trawie, rozgryzany zębami, zapach burzy, wpierw ciepły deszcz, a potem cholernie zimny wiatr. I coś jeszcze. A może to nie było tak?

Nie wiem, nie ogarniam, nie zastanawiam się. To była chwila, którą się jaram. Nie żeby jakoś szczególnie, bo przecież ja się wszystkim jaram, zachwycam jak zła. Tak już mam.

But, you know. Musiałam o tym napisać. Because, everything not saved will be lost.*

* wiem, brzmi jak Coelho, ale nie, to tylko Nintento "Quit screen" message

Komentarze

Popularne posty