z perspektywy czasu...

Daughter i Lucia grają mi w tle, nieszczęśliwie zawodzą obydwie. Zupełnie inaczej, niż wszystko, co się we mnie dzieje, a dzieje się wyjątkowo wiele. I wcale nie dramatycznie. Choć wracam sobie myślami wstecz. Lata wstecz. 

Ale trochę tragikomicznie. Wow. Naprawdę rozśmieszam się tym wszystkim sama. Osiągnęłam kolejny etap akceptacji, chyba. Czy jak to się tam zwie. Samoświadomość czy jakoś tak. A może znowu przekroczyłam granicę? W każdym razie, cokolwiek by to nie było, znów jestem do przodu. Level up.

I jestem w stanie o tym wszystkim mówić, spokojnie bez żalu i zbędnych emocji, zaglądając innym głęboko w oczodoły. A był przecież moment, że trzymałam wszystko jak na smyczy, blisko siebie, najchętniej w ukryciu. Ale też zwyczajnie nikt mnie o to nie pytał. Bo o co? I po co? W każdym razie powiedziałam wszystko i jak zwykle, nie umarłam, wow. Zawsze mnie to ostatecznie zadziwia.

Jak zwykle. Z perspektywy czasu nic nie ma sensu, więc czemu nadajemy temu czemuś sens w chwili, gdy chwila ta wciąż trwa?

Nie wiadomo. Czyli kolejna zagadka ludzkości do rozwiązania. Jest o czym myśleć.

Komentarze

Popularne posty