w czasie burzy...

 Czasem nie brzmię w czyjejś głowie, jakbym chciała. Ale próbuję, nie poddaję się. Bo jestem jak otwarte okno w czasie burzy. Tu pada, tu grzmi, tam się coś rwie. Masz, trzymaj mnie. Trzymaj mnie całą.

 Nie wyglądam, ale ja też potrzebuję. Ramienia, o które mogłabym oprzeć się. Gdy wszystko się wali, gdy jest nagle źle. Bo będzie. Kiedyś nadejdzie taki dzień. Nie mówię, że nie. Ale nie wyczekuję. Wolę ten stan lekkiego upojenia, do bólu rozbrojenia, tę euforię, którą się właśnie żywimy. Takich jak my leczy Monar. To fakt. Ale to nie znaczy, że przestaniemy. Bo nie chcemy, nie umiemy? A przynajmniej ja.

 Nie spadłam z konia, nie uderzyłam się w głowę. To znaczy owszem, siniaki ciągle nowe na ciele znajduję. Ale to nie to samo, co ja w sobie czuję. Tamto nie ma znaczenia, tamto to tylko drobne rany i skaleczenia. Nie do rozdrapania. Nie do przeżywania.

 I może nie jestem zwiewna, wybitnie tajemnicza czy krucha jak porcelana. Za bardzo zoversharowana. Mówię, co myślę, a mówię szybciej niż zdążę w język ugryźć się. Ale nawet wtedy, mimo wszystko, te słowa i ich moc. Szanuję. Nie rzucam na wiatr. Bawię się nimi, ale nie dla zabawy. Tobą.

 Bo z Tobą. To wszystko brzmi. Smakuje. Ma sens. I Ty to już wiesz i ja to przecież wiem. Nie mam wątpliwości. Ale też nigdy nie miałam.


P.S. Lepiej sie czyta z tym w tle. We should care. About ourselves:

https://music.youtube.com/watch?v=TjdWBKzX5Ao&si=n5Jm4MT2TeZsOPp0

 

 

Komentarze

Popularne posty