szabrowałam...

 Szelest, szelma, szarża i szadź. Sztypta, szacunek i sztama. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Na szczęście jest nieskończenie na świecie tych słów. I wszystkie mi możesz mowić, szeptać do mnie w gorącą lipcową noc. Proszę.

 Niektóre po raz pierwszy. Inne znów mi pisałeś, szyłeś, kolejny raz wypowiadałeś. Bo Ty jesteś taką osobą. Która się powtarza. Ale zdarza tylko raz. I nie przepraszam. Nie muszę, nie chcę, nie mam zamiaru. Nie mam umiaru. Jak Ty to znosisz? Jak nigdy nikt przed Tobą.

 I przenosisz. Przez suchy przestwór oceanu, przez akermańskie stepy, przez odmęty szaleństwa niezmierzone. Przez niedoścignione, wyimaginowane, szczególnie na miarę skrojone. Jeśli moją miarą mierzyć.

 Jak mogłabym nie wierzyć, jak mogłabym nie wiedzieć, kiedy wiem. Kiedy chcę, to czuję, to rozumiem, to staję się częścią tego wszechświata. Tego, który nagle grozi mi jakimiś nowymi przeżyciami. Kolejnymi sztosami. Szurniętymi stanami. W ogóle coś ostatnio ludzie mi często chyba grożą.

 Jakby na wojnę ze mną chcieli iść, ale ja już na wojny nie chadzam. Nie chcę, dopiero co byłam. I już wróciłam. Do siebie. A, czekaj, nie.


P.S. Lepiej się czyta z tym w tle. Chociaż nie mam pytań, mam wszystko, czego w życiu chciałam. Bo z Tobą to byłam szabrowałam.

 https://music.youtube.com/watch?v=5X5KweDhsaI&si=EfDeweImev9Ui0yj

Komentarze

Popularne posty