mogłam...

 So Universe powiedział "sprawdzam!". I mogłam... Nie, jednak nie, nie mogłam. Gdyż wiedziałam, przeczuwałam i wszystkiego, no może prawie, naprawdę się spodziewałam. A przynajmniej powinnam była.

 A w międzyczasie oszalałam. Hemoglobina, adrenalina, kortyzol i oczywiście ona, moja ukochana, moja utęskniona. Królowa endorfin niczym gwiazdka z nieba, jak kometa niedościgiona. Dopamina. Ach, no i przypadkiem nie spałam noce i dni zupełnie trzy. Obłęd w oczach, omamy, funkcjonowałam w zasadzie na styk. Ale wszystko było moje, należało sie dla mnie, podobało sie mi. Jak moje sny.

 Spotkałam ludzi wartych więcej niż złoto. Poznałam ludzi, z którymi od razu złapałam flow. Zmusiłam nawet do spotkania, tych którzy nie wiedzieć czemu trochę do tej pory unikali mnie. I ja sie wcale w sumie nie dziwię. Też bym się czasem unikała, zwlaszcza gdy z obłędem w oczach spokojnie biegałam.

 Wiem, bywam intensywna, bywam też zmęczona. Kapryśna i czasami niesamowicie stęskniona. Ale przynajmniej nie samotna i nie opuszczona. Chociaż bywam dzika, cyniczna i niefortunnie za bardzo rozochocona. Ale nie nieufna, nie złośliwa i nawet nie, o dziwo! Nawet nie za bardzo na wszystko ostatnio wkurwiona.

 Na przykład na czarną beemkę, którą po świecie jakoś przypadkiem akurat znowu wożę się. I tak dobrze, że nie w białym mercedesie. Znaczy w bagażniku.

 Ale ach i ale och, czuję, że i tego doigrać w końcu mogę się. Niemiecka myśl techniczna nie może mylić się. Jak zwykle do mnie lgnie.


P.S. Lepiej się czyta z tym w tle. I nie ma związku, i ma, ale nie pytajcie mnie. Nie powiem:

https://music.youtube.com/watch?v=CtlSwqZ0tMc&si=eGherctizaIekTSu

Komentarze

Popularne posty