że słowa się skończyły...

Wszechświat się zawziął i teraz mi wszystko udowadnia. Chciałaś, to masz, powiedział i rzucił z wachlarza możliwości do wyboru to i owo.

Wzięłam. Wybrałam. Chciałam, to mam. Zatapiam się w tym, nurzam cała. I choć brakuje na to słów jeszcze, to znaczy pewne zostały napisane, piszą się wciąż, każdego dnia, to nie jest ta wersja, że słowa się skończyły. O nie! Słowa dopiero przede mną. Milion słów, really, no limits.

A w domu, w tym patologicznym domu, bo wiadomo, znowu miejsce zamieszkania zmieniłam, tak się miotam. No to w domu tym Zu się turla, przemierza kilometry na brzuszku niczym foka, niedługo pętać ją trzeba będzie przed snem albo zszywkami do prześcieradła przyzszywać. Nie ogarniam.

W związku z tym wszystkim z Anną się widziałam, streścić jej pół roku życia mojego w jeden wieczór chciałam, nie wyszło. Tyle się działo, dzieje wciąż!

I manipulacji znowu używać zaczęłam, chociaż się wzbraniałam, że nigdy więcej, że to już nie ja, że wyrosłam i wydoroślałam. I Harpagana kilogramem marchewek potraktowałam, taka jestem zła.

Komentarze

Popularne posty