do kawy...

Delikatnie mi ostatnio zasugerowano, że moje przygody z jedzeniem to nie jest temat jakiś ogólnie pozytywny dla reszty populacji. Że mogłabym się powstrzymać i publicznie o tym nie pisać. 

I nie denerwować. No więc ja niechcący. I informuję niniejszym, że jednak przytyłam coś, prawie cztery kilo, cztery kilo! 

Ale później przeleżałam cały tydzień o wodzie i chlebie, bo nerka mi się zbuntowawszy i podgrzawszy organizm do prawie czterdziestu stopni wytopiła resztki tłuszczu.

Cóż począć. Muszę żyć miłością. Dlatego tęsknie sobie spoglądam w gwiazdy i wymyślam. A to dom drewniany cały, a to przeprowadzki jakieś. Bo w tym domu, co obecnie przebywam magnez muszę brać garściami.

Lepiej by było psychotropy jakieś. Rano wszystkim dorzucać do kawy.

Komentarze

Popularne posty