do początku...
W Niebie nie ma czasu. Albo też inaczej całkiem płynie. Możliwe też, że zastyga jak wszelka zwierzyna w gorący upalny dzień.
Dlatego podobno już dwutygodniowe oczekiwanie wcale się w udrękę nie zamienia. A przecież serce mocniej bije na samą myśl. I rzęsy zalotnie się kręcą. Same. Wszystko się samo robi i samo układa. To musi być miłość, jak nic!
Z przyziemnych spraw, Zu dziś pierwszy samolocik z marcheweczką do buzi zaserwowałam. Zamemłała dwa razy językiem i zrobiła się w pół sekundy czerwona, kanciasta i bardzo wyraźnie załzawiona. A no i krzyk i pisk i dramat. Szatan, nie niemowlę i miłości pomiot.
Przyjechała do Nieba tablica, co na niej najważniejszą rzecz o miłości spisałam. Tam, gdzie jest miłość nie ma żadnego się naginania. Nie ma nakazów, zakazów, nie ma też kontroli i manipulowania.
I nie ma różnych rodzajów miłości. Tak samo się dziecko, mężczyznę czy harpagana kocha. Od początku do końca i od końca do początku.
Komentarze
Prześlij komentarz