na zawsze...

 Powiedziałam mu, że będę grzecznie spała. A nie, nic nie mówiłam. Bo już to widziałam, już to przeczuwałam. Że wyrzucam Koty dziś. Za płoty.

  Pod opuszkami palcy miałam sformułowane słowa. Jeszcze nieukształtowane, ale już wybrane, drżące. Kudłate i gwarne. Jak na szaloną przystało sarnę. Przemykałam więc w nocnej naszej rozmowie pomiędzy starymi drzewami, skrytymi w nich polankami i jesiennymi lasu duchami. Przebierałam nóżkami cienkimi jak trawy źdźbła. Jakbym się bała. Jakbym znowu biegła, znów uciekała. Ale nie. To już nie byłam ja.

 Już. Bo wiem, że mogę być sobą, mogę patrzeć z trwogą, a jednocześnie czuć w duszy spokój i w sercu serca drżenie. I mieć to jedno kiełkujące marzenie, mieć tę pewność i przeczuwać wszystko. Pierwszy raz w życiu to nie jest za blisko. Jest w sam raz. 

 Na zawsze, powiedział on. Na zawsze, powiedziała ona. Sarna niezmącona. I niech to będzie ich melodia i jedyna stała. Nieważne, co ludzie pomyślą, co sądzą, co o nich w głowach mają. Nam się już to wszystko całkiem proste wydało. Chociaż będzie trudno, nie raz i przecież nie dwa. I sarna we mnie znowu z obłędem w oczach pobiegnie w las. Nie słuchając słów, serca, duszy. Nie słuchając rozumu. Zagubiona mimo wszystko, zagubiona mimochodem, przestraszona zbyt głębokim za zakrętem całkiem płytkim brodem. Gdziekolwiek ją poniesie.

 Przebiegnie się w te i we wte po lesie. I zwietrzy znowu życia sens, kierunek i cel. I wróci do swojego z rozwianą grzywką barana. Do domu, do rana. We mnie ta sarna narwana.

P.S. Lepiej się czyta z tym w tle, nawet gdy wrze, gdy się kotłuje. On przecież tak dobrze całuje. W ten rytm:


 https://music.youtube.com/watch?v=D1Fw6CbGAX4&si=l-hGDe4ESIEg9Opu



Komentarze

Popularne posty