niezaspokojone...

 Stabilizuję się. Trochę się boję tego słowa, bo jako rasowe ADHD, uważam, że stabilizacja to po prostu śmierć. Ale czasem trzeba nieznacznie odpocząć od szaleństwa.

 Albo po prostu zebrać siły na nowe. Zrobić trochę w domu dla spokoju miejsca. Ułożyć myśli, które krążą w te i we w te niezaspokojone. Zagonić je do zagrody, niczym owce za pomocą border collie. Zanim się wszystko od nowa groteskowo popierdoli.

 Bo to się stanie, nie ulega wątpliwości, że nie będę wiecznie spokojna i ze sobą pogodzona. Znów coś wymyślę, jedną nogą stanę nie na tej płytce chodnikowej, a raczej na jej krawędzi. A raczej na krawędzi. Urwiska.

 Teraz jestem od niego daleka, ale znów przyjdzie taki dzień, że będę masakrycznie bliska. Nie skoczę, chociaż skoczę, chociaż oddam szaleństwu swoje życie we władanie, kolejny raz. Będę tego chciała, na pewno, wiadomo. A potem znowu się spektakularnie załamię. 

 Historia lubi się powtarzać, a ja nie uczę się nigdy na własnych błędach. Dlatego w kręgu życia zaklęta, po czasie otrzepię się z popiołów jak pisklę Feniksa. Ponownie.


P.S. Lepiej się czyta z tym w tle, Paradise Circus, tytuł wybrałam nie bez powodu.

https://music.youtube.com/watch?v=jEgX64n3T7g&si=v_hnONlzn4-8cxRz

Komentarze

Popularne posty