garść goryczy...
Znowu tu jestem, znowu tu piszę, prawie tak często jak naście lat temu. Czemu? Pojawiła się wena. Tym razem, na szczęście bez tego całego artystycznego cierpienia. Przereklamowane jest.
Chyba z wiekiem z tego po prostu wyrosłam. Tak samo jak z ubrań rozmiaru S. Nie bardzo się tym zresztą ostatnio przejmuje. Za to o ludzie! za to czego ja nie czuję? Nie czuję na przykład żalu za straconymi szansami, zresztą tak mało w życiu pozwalałam im zniknąć mi z horyzontu.
Czuję natomiast wdzięczność za każdą chwilę, która ostatnio spędzam na tym łez padole. Kiedy czytam, co mu ślina na język przyniosła i jakie myśli kosmate w cudne zdania w smsach ubrała. No cóż, może i się zakochałam?
A może to Wiedźma moja znajoma znowu mi w kociołku zamieszała. Dorzuciła garść goryczy, trzysta pięćdziesiąt kilometrów odległości i marne szanse na spotkanie w niedalekiej przyszłości. No, dzięki!
Kiedyś mi nawet normalnego faceta obiecała. Choć dobrze wie, że tego w pierwszej kolejności bym zamordowała. Z nudy zapewne.
P.S. Lepiej się czyta z tym w tle:
https://music.youtube.com/watch?v=GwnKedkbCEg&si=5PAdfy3KDyEVU-IG
Ooo ktoś tu o mnie pisze, jakoś tak nieśmiało i zapomniał dodać, że jestem jego wyrzutem sumienia.
OdpowiedzUsuńTo są jakieś pomówienia. Koty za płoty nie mają wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuń