wciąż zdarza...
Codziennie mnie zadziwiasz, napisałeś do mnie. No cóż, ja siebie też. Swoją skromnością, zdumiewającą jak na ciebie, wspomniałeś. Co to, to nie, chyba nie zrozumiałeś mnie dobrze.
A może jednak? Może nikt na świecie nie pojmuje mnie tak jak Ty? Zobacz, jak to brzmi. Nierealnie. Niemożliwie. Nieracjonalnie. Zwyczajnie nielegalnie. A mimo to, gdy zasypiam, na moich powiekach co wieczór jawisz się. Niedługo, bo zwykle zasypiam w sekund trzy. Za to w mojej głowie wciąż gra muzyka od Ciebie i jedno słowo na okrągło, jedno słowo... Ty.
Jeszcze nie zwariowałam, jeszcze nie oszalałam, w oparach absurdu nie zanurzyłam się. Przynajmniej tak mi się wydaje. Codziennie rano wstaję i jak zwykle, świat należy do mnie. Wieczorem na wszelki wypadek zalegam w fotelu, by debatować z Wszechświatem. Rozważamy cząstki splątane i inne rzeczy teoretycznie niemożliwe.
A jednak prawdziwe. To jak u Pratchetta, szansa jedna na milion zdarza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. To może jednak któregoś dnia Ty do mnie naprawdę przyjedziesz?
Nie ufam sobie, nie ufam Tobie, wciąż nie wierzę, że to mi się przytrafiło. To znaczy zdarza, wciąż nam zdarza, odkąd się pierwszy raz jedenaście lat temu zdarzyło.
P.S. Lepiej się czyta z tym w tle:
https://music.youtube.com/watch?v=K-5mcoaPc_U&si=MMx5SPyHqu5SyEBi
Komentarze
Prześlij komentarz