co on tam krzyczał na progu...

Dowiedziałam się dziś, że wyglądam na szczęśliwą. Na dorosłą. Czy raczej taką, co to poznała odpowiedzi na wszystkie pytania.

Problem w tym, że ja już od dawna nie zadaję pytań. Nie pytam po co, dlaczego, nie zastanawiam się. Ja po prostu jestem, zwyczajnie istnieję. Nie rzucam się jak Rejtan na kolana, nie rozdzieram koszuli i nie krzyczę "Dlaczego?!!!". Czy co on tam krzyczał na tym progu, bo ja pamiętam głównie tę białą rozdartą koszulę. I tę nagą jego klatę.

Wczoraj tymczasem rozjeżdżałam czarną Kią niewiernego męża. To nic, że nie mam męża i nie zamierzam mieć. Ale porozjeżdżałam sobie. Tak dla wprawy. Osiemdziesiąt sześc razy. Jakby mnie kiedyś naszło, a on by mi się niewierny okazał, to mam już niezłe doświadczenie.

Z drugiej strony ta wierność i niewierność to chyba przereklamowana jest. A mnie nie do końca kręci rozjeżdżanie ludzi, już raczej rozjeżdżaną bym wolała być. Takie tam hobby.

A teraz apel do Zu: kaskaderska to niebezpieczna rzecz. Dużą większą satysfakcję przyniosą Ci profity z bycia prezesem banku. I Twojej matce* też.

*ale nie mów do mnie "matko"!

Komentarze

Popularne posty