czemu nie?

Zostałam ostatnio jeźdźcem smoka, cokolwiek to znaczy. Wyglądało to ni mniej, ni więcej, o tak.

Ubrali mnie w króciutki gorsecik i dwie szmatki na biodrach związane. I w buty nieskórzane na baranku z dodatkowymi wkładkami termicznymi, co ich używam do jazdy przy minus dwudziestu. Bo się mężczyzna mój zaaferował, że w oficerkach będę wyglądać nierealnie, to on mi weźmie z domu i dowiezie. Miał do wyboru cztery skórzanych butów pary. I zabrał tę na sztucznym baranku. Nierealnie. Słowo klucz.

Dali mi też niewolnika, co chodził za mną i mówił "o Pani moja, co jeszcze mogę dla cię uczynić?". Tylko to mówił po puławsku, więc nie brzmiało tak romantycznie, nic a nic. No ale był, a ja doceniam zawsze, naprawdę zawsze niewolników. I nawet wzięłabym do domu go.

Harpagan przez innych niewolników skakał, ja polowałam dzielnie z łuku. Na świnki, na ludzi i na błyski fleszy, nie powiem, chyba mam parcie na szkło. Ale trochę. I wyglądałam w gruncie rzeczy bosko, więc czemu w sumie, czemu nie?

A potem wróciłam do rzeczywistości i prawie dziś płakałam na przystanku, skąd się tam wzięłam nie wie nikt. Ot, trochę dramy, płacz za niewolnikiem, co mógłby ze mną robić nic. Tego chcę.

Komentarze

Popularne posty