bezkarnie...

Na początku było słowo, a potem potok słów był bez końca. Słowa mają taką moc, że nie można im nie ulegać bezkarnie, ot tak. Coś się stanie, zawsze się dzieje.

I oby się działo, żeby nie zwariować, coś dziać się musi. Niepoukładane w żaden wzór, chemiczny czy fizyczny, zdarza się to wszystko w chaosie moich myśli, w roztargnieniu totalnym, nieporządku żadnym i membranie pomiędzy umysłem a sercem.

Tymczasem zajrzałam do Harpagana, a nawet dwóch. I zobaczyłam różnicę. Pomiędzy ekspresją a łagodnością, pomiędzy tym numero uno i tą numero dos. A tak poza tym odmówiłam formalności, bo ta, ona, jak jej tam było, Pani Zwierząt Wszelkiej Maści jak zwykle mi groziła.

A właśnie! Kozy bezrożkowe są do wzięcia, wzięłabym, ale na balkonie czarny książę mężczyzny z efektem "wow!" rozpanoszył całkiem się. Stoi i mruga do mnie, weź mnie, weź, na przejażdżkę weź. Tego się nie zapomina.

A jednak zapomina się, tak jak zapominam się ja i przed północą nie chodzę ostatnio spać. I ostatnio zakpiłam z Wszechświata, więc Wszechświat chyba daje mi coś znać. Że nie mam z nim w tym starciu szans?

Komentarze

Popularne posty