z wysokich wież..

 Czasami zapętlam się w myśleniu magicznym. Niepotrzebnie. Bo raczej trudno godzę się ze stratą czy z jakimś innym punktem stycznym.

 Pozostaję więc po części żywą, a na wpoły martwą wtedy. Przez chwilę. Ale ogarniam, oddycham, podnoszę się i żyję. Trochę na przekór i trochę wbrew naturze. Własnej. Nie tej co ma obłęd w oczach i rozwianą blond grzywkę. To sprawy są rozważnej, problemy romantycznej. Tej innej, tej nieśmiałej, tej smutnej, tamtej dziwnej.

 Ale nie przyznam się, nie jestem na to gotowa. I są we mnie jeszcze takie słowa, które mi do image nie pasują wcale. Bo świat miał o mnie myśleć jak o tej niezniszczalnej. I tej co nożem można kroić zawsze. Na żywca.

 Tak miały mnie widzieć wszystkie ruiny. Zrzucone z wysokich wież kamienie. I lasy i puszcze i zagajniki, knieje. Pierwszy powiew zimy, ostatni zryw wiosny. I ten skowronek o czwartej radosny. O piątej smutny. A na polu kruki dwa tańczyły w rytm muzyki. Byłabym jak ten kruk bez pary, lecz ktoś pokrzyżował mi szyki.

 Bo ja z Tobą wszystko, nawet gdy stawiasz mi granicę. Gdyż w duszy czuję spokój, a w sercu mam kotwicę.

 

P.S. Lepiej się czyta z tym w tle. To przez tę perkusję, tyle wiem:

https://music.youtube.com/watch?v=NX39p_UMJ_0&si=BXYawTvpZXiRfLeI

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty