z estymą wspominam...
Sezon grzewczy odpalony. No albo jak kto woli, jesień. To znaczy, że przytargałam drewno do domu, rozpaliłam w kominku, zadymiłam cały dom, zgasiłam niechcący dobrze rozpalone już drewno i będę od teraz odkurzać częściej, niż zwykle musiała.
Ale jestem zachwycona, ukontentowana. Jako jesieniara. Nie kobieta, ktora targa drewno do domu i codziennie odkurza. No dobra, drzewo jeszcze noszę z przyjemnością, ale na popiół i kurz to się wkurzam. Ale co mam powiedzieć, kiedy urok życia na wsi to właśnie kominek i tlący się w nim ogień? Że zrobiłam to sama sobie? No w sumie tak.
Tak wybrałam. Tak się Koty zaczęły trzynaście lat temu. Bo nie umiałam rozpalić w kominku i bałam się, że któregoś dnia obudzę się martwa z wyziębienia. Bo postawiłam na urocze wiejskie wrażenia. Na nieocieplony mały biały domek, w którym przeżyłam dwa lata. Nie wiadomo jak. Przypadkiem w zasadzie przetrwałam. Tak to właśnie zapamiętałam.
I z estymą wspominam. Bo wtedy stałam się samodzielna i samowystarczalna. Łatwopalna, przynajmniej ja, nie że kominek i drewno w nim. A nie, czekaj, ja zawsze taka byłam. Tylko wcześniej nie zawsze się tak czułam, nie zawsze tak ważyłam. Myślałam, że jestem zbyt intensywna dla świata i że mnie nigdy nie uniesie. Wolałam zaszywać się na wsi lub w lesie.
Bo tam jest wolność, tam jest cisza, której nikt ze mną połączyć nie był w stanie. Tam były przemyślenia, owce, tam były histerie, dramy, sarny i moje wszystkie manie. Tam byłam ja, cała ze sobą, ale z dziurami jakimiś w duszy. I nawet tam nikt nie był w stanie mojego szaleństwa zagłuszyć.
Ale ze mną można konie kraść, w łóżku kruszyć, można się śmiać i czasem też wzruszyć. Ze mną można iść przez świat. Cudownie, że ktoś to w końcu wie. A nie, że tylko ja.
P.S. Najbardziej. Na zawsze. Na dobre i na złe. I to nas będę zawsze miała w tle.
Komentarze
Prześlij komentarz