w obłoczkach wełny...
Czasem się czuję jak rozjechana wiewiórka na autostradzie do Malborka. Ale po chwili wracam na ten pomost, gdzie w ostatnich promieniach lata wygrzewałam się. Z Tobą.
Zazwyczaj jednak latam wysoko, pod sam nieboskłon wzbijam się. Następnie spadam, mięciutko ląduje, w obłoczkach wełny umoszczam się. To wtedy, gdy w Twoich ramionach na przykład drzemię. Albo naprawdę śpię.
Mój cały świat stanął na głowie, a Ty mnie pytasz, czemu nie zwiałam jeszcze? Bo nie zamierzam. Chyba już wiesz. Nawet gdy spadną nam na drogi kłody, zawieje wiatr w oczy, rcb alert będzie groził deszczem. Już się nie boję. To znaczy wreszcie.
Wiedziałam, że zaczai się w krzakach, za liści kiści sobie wyjrzy, albo na drodze położy mi się pokotem. I będzie rzucać okiem, ukryta za prawie zdemontowanym wczoraj płotem. Na moich włościach w lesie.
A mnie znowu, ale jak nigdy wcześniej, pewnie gdzieś poniesie. Choć raz chciałabym poznać cel, wcześniej się zorientować, jak i gdzie. Ale to ostatecznie tylko Wszechświat wie.
P.S. Lepiej się czyta z tym w tle:
https://music.youtube.com/watch?v=eLhSxOAaWmg&si=Cev2vNGV-yvfax5M
Komentarze
Prześlij komentarz