wszędzie...

Czasem coś się przydarza, znienacka, bez planu, ot tak. A nie, w moim przypadku to raczej stała.

Niby nie stało się nic. To niby tylko wyobraźnia versus rzeczywistość. Niby tylko tyle, niby coś. A jednocześnie w trawie szumiał wiatr, na dachu siedział paw i słońce grzało w plecy. Nawet nie pamiętam, czy się uśmiechałam. Na pewno chciałam. I pewnie nawet próbowałam.

A z tych całkiem prostych spraw to w ostatnich dniach spadłam sobie ze schodów. Jakieś dwadzieścia dwa razy. Pod rząd.

Teraz altacet chłodzi mi kark.

A mimo to ja wciąż chcę więcej. Czuję niedosyt. Wszędzie.

Komentarze

Popularne posty