wojny prowadzę...

Ostatnio wszyscy mnie pytają czy wciąż piszę. To ludzie, jak Wy mnie czytacie? Hurtem raz na pół roku? A zresztą, enjoj.

Piszę. Bo się dzieje. A co ma się nie dziać, jak wojny prowadzę. Dziś wytoczyłam srogie działa wobec muszek owocówek, które batalionem szturmowały moją kuchnię. Na oko zostało ich ze trzy, a skąd się wzięły, nie wiem, jeszcze wczoraj ich tu prawie nie było.

Ha! To znaczy ja wiem, skąd się wzięły! I ten o to, często tu wspominany, tak zwany mężczyzna z efektem "wow!" jeszcze za to odpokutuje. Coś wymyślę.

Poza tym z Zu żeśmy się bawiły i po okolicy paradowały. Ona stylowo, na różowo, w futerka, brokaty i różowe okulary ustrojona od stóp do głów. Ja monochromatycznie i niemodnie, wiadomo.

Ale i tak się za nami oglądali, nawet jak żeśmy śmieci wyrzucały. Ja szłam z dwoma workami, a Zu z trzema większymi od niej po pizzy pudełkami. Może to jednak dlatego.

Komentarze

Popularne posty