z wiejskiego inwentarza...

We włościach zapanował spokój i chłód, dosłowny i metaforyczny, bo i mnie tam nie ma i mężczyzny także. Baltazar pilnuje w budzie pod drzwiami, zadekowawszy się na amen.

Harpagany ciepłe pod warstwą śniegoobronną i podszerstkiem suchym, czoła stawiają zimie dzielniej niż ja. Ja zdezerterowawszy kompletnie, nie radzę sobie z ciszą i spokojem i ciemnością czarną, która zbyt wcześnie zapada we włościach.

Taka sama ciemność, a może i czarniejsza we mnie jest. Nic nie odczuwam w stosunku do śniegu, oprócz obrzydzenia, w dzieciństwie jeszcze nabytego. Nie wiedzieć czemu, ale potrzebuję trawy do funkcjonowania.

Grożę mężczyźnie z efektem "wow!", grożę i cieszę się straszliwie, gdy prosi o niewykreślanie go z wiejskiego inwentarza. Nie wykreślam. Podatność na efekt "wow!" mam pewnie zaburzoną.

Pocieszam się myślą, że z wiosną i z trawą pod otwartym oknem będę spać ze spokojną głową. Później już oka nie zmrużę, bo w lipcu urodzić istotę muszę już i chcę.

Komentarze

Popularne posty