na pokuszenie...

Obcięłam dziś prawie wszystek włosów na głowie i uszczęśliwiłam siebie nieskończenie. Przestałam się już definiować przez fryzurę, zaczęłam raczej przez jej brak.

Mężczyzna z efektem "wow!" dwa razy powiedział do mnie "chłopczyku", zanim nie skontrowałam, wypatrując spod zmrużonego oka kolejnych jego siwych włosów. On jest bardziej wrażliwy na punkcie swojego wyglądu niż ja, niech cierpi.

Pozostało mi trzynaście dni do rozwodu. Sto sześćdziesiąt do porodu. I jakieś dwadzieścia albo trzydzieści trzy do stracenia głowy całkowicie i zadźgania tępym nożem tego, który mi się pod nogi nawinie. Nie to, żebym z góry typowała ofiarę.

Wystawiłam jeszcze jeden kredyt zaufania na pokuszenie. Ciekawe, kto go spłaci i czy nie zostanie bez pokrycia tym razem.

Ale w głowie mam Prawo Przyciągania i jak wykrywacz metali przeczesuję otoczenie. Co trzeba mieć w umyśle, żeby porównać szczęście do złomu?

Komentarze

Popularne posty