z czeluści i otchłani...

Niedzielne poranki potrafią być stosunkowo urocze, nawet jeżeli trzeba się wyjątkowo wcześnie zwlec z łóżka. Czasami tak musi być, czasami to nawet dobrze, że tak jest.

Czasami nie można sobie lepszego poranka wyobrazić. No, może jeśli byłoby tak bardziej wiosennie... chociaż jak na zimowy klimat to we mnie jest mnóstwo zachwytu. Przede wszystkim dla stokrotek na trawniku!

I dla mężczyzny mojego życia. Uratował dziś gwizdek do czajnika! Sam! Dzielnie! Wyciągnął go z czeluści i otchłani kuchni i nawet sobie krzywdy przy tym nie zrobił ani trochę.

Nie ważne wcale skąd się ten gwizdek tam wziął w ogóle. To wiem tylko ja i mężczyzna i niech już tak między nami zostanie.

W każdym razie poranek był słodki i uroczy, tak jak i zima i mężczyzna, a misja ratunkowa całkiem zakończona. I nie muszę już przypalać czajnika.

Komentarze

Popularne posty