w opałach...

Zima na końcu świata przede wszystkim była krótka, ale też jakże malownicza. Przy całej mojej niechęci do śniegu strasznie za nią tęsknię już.

Po powrocie zajęcia uzupełniające braki. Braki we włościach. Nie wiedzieć kiedy się tego nazbierało, a takie rzeczy kumulują się zawsze o nieodpowiedniej porze.

Skrzynki pełne drewna opustoszały i to się działo przez ostatnie trzy miesiące wręcz magicznie. Nikt mi nie mówił, że sezon grzewczy trwa we włościach od października do maja. I to był ten haczyk, co go się bałam, jak się tu sprowadzałam.

Magicznie skończyło się też siano, ale ratunek jest przez mężczyznę mojego życia z oddali zorganizowany. W końcu od tego oni ponoć są, ci mężczyźni, żeby ratować blondynki w opałach.

Zresztą ja uwielbiam być w opałach. Kocham. W magicznych opałach na całą zimę.

Komentarze

Popularne posty