same straty...

No i stało się. Pierwsza kawa została na tarasie wypita. W ognisku zaparzona, z błyskiem w oku przygotowana, gorąca jak diabli i słodka jak każda myśl, która wtedy w mojej głowie przemykała.

Nic więcej nie powiem, bo w sumie już i tak za dużo napisałam. Przecież wiadomo, że sama tego ognia nie rozpalałam. W gęstwinie krzaków na moich własnych włościach ptaki grały, myśli się zderzały i zaczynało pachnieć wiosną. W tym roku trochę spóźnioną, ale jakże przytulną czy tam radosną. A może jedną i drugą.

Wszechświat teraz patrzy na mnie z ukosa, mruga też do mnie lewym okiem. Masz to, co chciałaś, może nie? A czy ja wiem? A czy to nie jest tak, że dopiero się przekonam? Co by się nie działo, I promise, nie będę rozżalona.

Chociaż już naliczyłam same straty w związku z, no właśnie w związku z tym, co się ostatnio w moim życiu wydarzyło. Mam siniaka z łuczniczego strzelania, po lesie też jakieś trzydzieści kilometrów co najmniej zostałam przetargana. Bez pytania. 

Bilans zysków i strat obiektywnie in minus, subiektywnie jednak spisuję na plus. To tylko emocje - podpowiada głowa. A może aż.



Komentarze

Popularne posty