po kraniec krańców...

 Małgośka mówiła dziś, że jak czegoś człowiek bardzo nie chce robić, to się powinien zastanowić, co będzie robił zamiast. Bo COŚ zamiast będzie robił.

 Gorzej mam ja, bo ja wszystko, co robię, robić chcę. To znaczy chcę to robić i jeszcze więcej też. Jedyny problem, to skąd wziąć na to czas? Bo tego jeszcze nie wymyśliłam.

 Mogę wprawdzie przestać tyle spać. A nie, to nie wchodzi w grę. Jeść już też nie mogę rzadziej, bo i tak rzadko jem, ale przynajmniej wystarczająco często. I nawet w końcu to lubię. Ale. Jest tego tyle, co każdego dnia bym chciała. No wiecie, jest Zu, jest Harpagan, są książki, są filmy, jest joga, jest Choda, jest odpoczynek i medytacja. Nazbierało mi się trochę.

 A z drugiej strony fajne jest to życie, takie po kraniec krańców tym wszystkim wypełnione. Chociaż chciałabym wstawać o czwartej rano i fotografować mgły i wschody słońca. I kilka innych rzeczy też.

 Kiedyś znajdę na to czas. No albo go zniknę, bo na znikaniu czasu przecież nieźle się znam. Na przykład całkiem skutecznie znikam go z promykiem.



Komentarze

Popularne posty