codzienność...

Wstajesz, pijesz kawę, jesz, malujesz oko albo po prostu pokrywasz twarz pacyną fluidu, co by się wyrównała pęknięta żyłka na czole. Stopiła z tłem.

Rozmawiasz, na szantaż się nie zgadzasz, emocjonalny taki. Ale też nie bierzesz wszystkiego do siebie. Raz, że jesteś ponadto, a dwa, że potrafisz obrócić wszystko w żart. Podejmujesz decyzje, czasem dobre, czasem złe. Ryzyko wpisane w życie.

To jest codzienność. W ostatnim roku wielu moich znajomych poznało moją tę bardziej pokrętną rzeczywistość. Patrzyli na mnie z zaskoczeniem. Jak ja tak mogę, słyszeć głosy w głowie*, a jednocześnie rozmawiać z nimi i przez telefon negocjować coś. Wstawać po dwóch godzinach snu, zamordowawszy kurczaka** i wyglądać obłędnie***.

A potem z Kurczakiem na piwo iść (nie z tym zamordowanym, z trupami nie piję), rezygnując z trzeciej godziny snu. Mężczyzna z efektem "wow!" dopytuje się... jak to?

Jak to się dzieje, że mam kolegów? Nie wiem, to się samo dzieje. Kochanie, to tylko koledzy, przecież nie złodzieje.

* krótkofale + słuchawka w uchu, czyli czyjś prawdziwy głos w tle, really!
** taki budzik, co poradzę, tylko morderstwo budzi mnie...
*** znaczy z obłędem w oczach, hej!

Komentarze

Popularne posty