dziwniej niż zwykle...

Wszyscy jakieś podsumowania roku tworzą, ale u mnie to chyba jeszcze nie czas. Nie bardzo mogę sobie przypomnieć, kiedy to robię, zresztą co tu podsumowywać, jest intensywnie, jak zawsze.

Przez ostatnie dwa dni na przykład zrobiłam osiem prań. I nie uprasowałam ani jednej rzeczy, a już od pół roku mam żelazko. I od pół roku uprasowałam tylko jedną rzecz, a raczej podprasowałam, bo mi się sukienka w dwóch miejscach jakoś tak dziwnie zagięła. Dziwniej niż zwykle.

No nieważne. Ważniejsze, że ogarnęłam swoje zaburzenia niejedzenia, to znaczy jedzenia, albo to znaczy, że zaczęłam jeść. Regularnie. Przytyłam też, wiadomo, ale nie jakoś bardzo, chociaż już się z własnym ostracyzmem w lustrze spotkałam.

No to się właśnie tak kończy, jak człowiek jest całkiem o siebie spokojny. Taki zen i w ogóle. Taki kilka leveli up, ponad wszystkim. Kończy się tym, że się o niego życie upomina i mówi, jak nie w umyśle to ci w ciele napsuję. I cielę się psuje.

Przy okazji naprawiły mnie się oczy, więc sobie makijaż testowy pierwszy raz od trzech miesięcy trzasnęłam i mężczyzna z efektem "wow!" stwierdził, że mnie to postarza. No, z pewnością, czyli wyglądam jakbym miała ze dwadzieścia pięć lat. O rany.

Komentarze

Popularne posty