odrobina...

Zawsze ta sama choroba mnie dopada. Brak wrażeń wieczorową porą.

Ale też widzę, że sama je sobie muszę zafundować. Tańczyć wieczorem na ulicy. Pomiędzy półkami w sklepie się z Zu ganiać. Niech patrzą na mnie z politowaniem. Niewychowane my, biegamy po biedronce i udajemy potwory. No, tak bywa.

W wakacje festiwal kapeluszy urządziłam i białe buty ubierałam. Śmieszyłam. Prowokowałam. Ciekawych ludzi własnym wyglądem zaczepiałam. Potrzebuję więcej, więcej i więcej.

Albo nauczyć się machać szabelką czy mieczem. Nie, że nie umiem, ale mogłabym tak jakoś no, bardziej pro. Tu sztych, tam sztych, czy jak to się mówi, muszę się dowiedzieć. Muszę opanować.

Nie ma nic lepszego niż wrażenia i wspomnienia. Niż odrobina dobrze spożytkowanej agresji i zacietrzewienia.

Komentarze

Popularne posty