cywilizacja podmiejska...

Jeździłam dziś Czarnym, Czarnym jeździłam. Jaram się. Przez trzy kilometry, w sumie po mieście, staranowałam krzaki i ponoć krawężnik też zaczepiłam*, ale nie poczułam. Parkowałam, gdzie chciałam i jak chciałam, bo wszędzie wjechać musiałam. Wow!

Mały miejski offroad, jutro mam nadzieję, leśny zrobię też. A że śnieg spadł w tym roku jakoś o dwa miesiące za wcześnie, zamierzam go wykorzystać i maltretować, a jak. Nie lubię śniegu, już chyba o tym wspominałam.

No dobra, na razie jest bajecznie. Przez ośnieżone krajobrazy przebijam się codziennie do stolicy i nikt mi nie wierzy, bo w stolicy, jak zwykle, ciągle zielono. Na trawnikach leżą zeschłe liście. A u mnie pod oknem nic. Biało. Taka tam cywilizacja podmiejska.

Nic to! Futro mam! I zakładam! I w końcu Harpagana odwiedziłam i nawet na basenie z Zu byłam, chyba się w końcu ogarnęłam i jakoś odżyłam.

Poza tym cygańskie dziecko, znaczy Zu, wyjechało. Nie wiem, nie ogarniam, ponoć w dobrych rękach jest. Jest u teściowej, najlepszej teściowej na świecie.** 

* testy kół skrętnych Czarnego
**nie znamy się

Komentarze

Popularne posty