wielkie potrzeby...

Pierwszy prawdziwie wiosenny dzień w połowie spędziłam w locie, a w połowie w oparach farby i rozpuszczalnika. Przynajmniej okna sobie otworzyliśmy na maksa i balkon i słuchaliśmy ćwierkania ptaków z pobliskich drzew. Ach ile drzew jest pod oknem!

Sami też poćwierkaliśmy. Odmalowaliśmy całą kuchnię na biało w międzyczasie. I przedpokój. I sypialnię też malować będziemy. I łazienkę. Ostał się tylko jeden pokój, Zupokój, największy, bo niemowl ma małe nóżki, ale wielkie potrzeby.

Łazienkę jeszcze skuć trzeba, w kuchni panele położyć, w Zupokoju wykładzinę. Przywieźć czajnik i kawiarkę, co byśmy mogli z mężczyzną z efektem "wow!" rano kawę pić. Bazylię na oknie umieścić. Przewiercić ściany, lodówkę kupić, pralkę i w końcu, na bogów, zmywarkę!

Cztery talerze i cztery miski, do tego sześć sztućców razy trzy i trzysta dwadzieścia pięć niemowlowych akcesoriów mamy. Dwie szafy, o jedną za mało. Dwa łóżka i dwa materace.

I wolność i niezależność. I zapewne zbyt wysokie rachunki za wodę. Też mamy.

Komentarze

Popularne posty