płatki róż pod nogi...

Żeby pisać wiejski trzeba się upijać. Na smutno czy wesoło, z butelką rumu nad klawiaturą odpalać papierosa za papierosem i słuchać muzyki. I głośno się śmiać.

Zresztą jaki tam wiejski, na wpół miejski, na wpół wiejski, koty za płoty w każdym nowym miejscu zamieszkania i z miasta do wsi i ze wsi do miasta i tak ciągle na zmianę. Nie pisałam, bo cały 2015 trzeźwiałam, a raczej upijałam się rzeczywistością, co może potwierdzić mężczyzna z efektem "wow!", gdyby ktoś wątpił oczywiście. 

Gdyby ktoś na przykład wątpił, że wraca codziennie, gdziekolwiek by nie był. Bo wraca. I gdziekolwiek by nie był. Wraca. I trzeźwą jak świnkę znosi mnie, chociaż chyba z uporem, bo wcale mnie nie jest łatwo tak na trzeźwo znieść. Dobrze, że chociaż on pije. Z umiarem.

Harpagan też nie pije, ale on abstynentem chyba się urodził i chyba abstynentem umrze. Za to skacze. O, łał, jak on skacze. Szkoda, że jak tak marnie i skrzydeł mu rozwijać nie daję. Ale i tak o klasę w tym roku podskoczyliśmy. I w skokach i w ujeżdżeniu, więc w tym tempie gdzieś koło trzydziestki C mu w ujeżdżeniu wróżę i w skokach N. Jego trzydziestki. 

Moja trzydziestka przeszła za to bezburzliwie i prawie na trzeźwo (bo tradycja jednak zobowiązuje), za to tydzień cały mężczyzna z efektem "wow!" mi płatki róż pod nogi rzucał i kłody spod nóg usuwał, dlatego ja na urodziny spełniłam wszystkie jego życzenia. No może termosu różowego sobie nie życzył. No ale dostał!

Komentarze

Popularne posty