coś wielkiego z mężczyzną z efektem "wow!"...

Zrobiliśmy coś wielkiego z mężczyzną z efektem "wow!". I wyszło zgrabnie. Ja mu mapki drukowałam, on jeździł, ja mu harmonogram napięty w rękę wcisnęłam, on zdzierżył.

Pierwszy raz totalnie on dla mnie pracował, a ja nie krzyczałam. Tylko raz. Jak z hostessami go przyłapałam, jak z nimi rozmawiał, wdzięczył się do nich, ale nie przystawiał... jeszcze!

Minie nam zaraz czasu szmat tej zwariowanej znajomości, tych poruszeń losu i wszelkich zawiłości. Minie nam, minie nam, w zasadzie wcale nie minie. I nie mija. Wciąż patrzy na mnie, jakby mnie ujrzał pierwszy raz.

Tymczasem w domu tymczasowym, ale w końcu własnym odmalowało się wszystko oprócz okna, bo okno się niepotrzebnie odmalowało właśnie. Naprawimy. Tak jak naprawiliśmy kafelki w łazience, jak stół z lat odległych, jak naszą znajomość, nie jeden raz.

I jeszcze moją Annę tylko muszę zrealizować wreszcie, sprzedać ją w te i we wte i wypromować na świecie. I książkę napisać własną w końcu, bo strasznie leży odłogiem.

Komentarze

Popularne posty