z morskiej toni...

Mieliśmy z mężczyzną z efektem "wow!" spakować Harpagana i pomknąć z nim w siną dal, co by dowodził prawie że armią. Ale koniec końców pojechał Harpagan... łaciaty, co by nie opatrywać go innymi przymiotnikami.

Spotkaliśmy fotoreporterkę w chaszczach, co z końca świata naszego ulubionego, za końmi przyjechała i zdjęć nam cudnych nacykała. Podobno. Dowiemy się jak dostaniemy. Już nie wierzę tym co robią foty, bo ich po prostu nie pokazują później. Latami przesyłają.

Czekamy na przykład na takie z morskiej toni, co żeśmy się chlapali z końmi na plaży. Ja na siwym, mężczyzna na czarnym, fotograf na jelenim. I tenże z jelenia wciąż mnie zwodzi. Już lat dwa.

I wszystko się tak przedłuża, czas wolno leci, no chyba że ma się osiem miesięcy i dwa razy dziennie się w dodatku śpi. Plus w nocy. Niech zresztą leci jak chce, ten czas, względny totalnie jest. Przyjdzie odpowiedni moment i czas. Na dom na ten przykład.

W domu tymczasem, tym tymczasowym ofkors, zasieki chyba będziemy budować. Dziś Zu jako potykacz między pokojami leżała. Przed wejściem, na wszelki wypadek, kartkę chyba powieszę "uwaga! niemowl pod nogami!"

Komentarze

Popularne posty