jakieś kosmiczne...

Mężczyzna z efektem "wow!" uruchomił potwora siedmiometrowego, bo to już wiosna i nosi nas. No to żeśmy go wzięli na przebieżkę.

Sprawdziliśmy. Z każdej strony i pod każdym kątem. Trochę się silnik grzeje, w pięć minut poza skalę... Sami zresztą żeśmy atmosferę podgrzali. Jak to my. W kolejnym kole ma sprzączkę z paskiem, to taki tiuning niezaplanowany. Ale ogólnie jest super.

Zuziks prawie chodzi. My też chodzimy za nią. Znaczy ja najmniej, bo z macierzyńskiego, przeszli my w większej mierze na tacierzyński. Pełza, foczy, raczkuje i maszeruje jak się ją pod ręcoma złapie i trzymie. Jakbym miała jej umiejętności przyswajania nowych mocy, to bym pilotem F-16 stała się w dwa dni, a mistrzem boksu tajskiego w półtorej godziny. Policzyłyśmy to z Anu.

Z Anu żesmy też odkryły, że życie nasze to jak w "mamy cię". Wciąż nas wkręcają. Że wszystko źle. Niemowla co poniektóre nie mogłyby przeżyć pod naszą opieką ani godziny. Dlatego te nasze jakieś kosmiczne. Przystosowane muszą być do warunków ciężkich.

Poza tym wszystko super, super, super i fenomenalnie. Dom w planach, już ma parter rozplanowany, choinki na podjeździe zielenią się.

Komentarze

Popularne posty