niczego nie wykluczam...

Postanowiłam żyć bez krów. Krówek, muciek, łaciatych. Po pierwsze to całkiem fajne zwierzę, po drugie da się i dobrze się mózg gimnastykuje, żeby wymyślić coś w zamian.

Pewnie któregoś dnia poznam jakąś fajną świnkę... Wtedy się dopiero nagimnastykuję. Albo całkiem oszaleję, no to też możliwe, niczego nie wykluczam.

Tymczasem razem z Zu cyganimy, to tu, to tam. Bo dom jest wszędzie tam... gdzie jest. Umowne jest to miejsce, więc umówmy się, że na razie to ja za córkę decyduję. Poza tym ona ciągle wyraża entuzjazm monosylabami, w rodzaju "ooo", "ej", "hej".

W ogóle gadatliwa się zrobiła okrutnie, na szczęście dużo się śmieje i stosunkowo mało wyje. Ale jak już zaczyna, to bez umiaru i na ultradźwięki wchodzi... no nadprzyrodzone moce zdecydowanie ma.

To wszystko na bank po mamie. I tylko rude włosy nie wiadomo skąd. A przecież listonosz był kobietą!

Komentarze

Popularne posty