siebie szukałam...

Depresję miałam już dawno, prawdopodobnie od dwudziestego drugiego roku życia zmagałam z nią się. Nikt nie wiedział. Zresztą skąd, skoro nie wiedziałam nawet ja?

Zawaliłam swoje małżeństwo, zresztą za wcześnie powiedziałam "tak". A potem pooooszło. Jak z płatka. Niczym makaron nawijany na uszy, za szybko, za bardzo, za mocno, byle jak, próbowałam ratować jakoś się. Wrażeniami, po nich zjazdami, emocjonalnymi dramami. Nigdy nie byłam ekstrawertyczką, dziś to wiem, chociaż przez lata tak myślałam i koloryzowałam, dramatyzowałam, odbijałam się od ścian. Tak miałam, ale tak już nie mam.

Aż przyszła chwila ukojenia. Dziś. Sięgnęłam do najstarszych wspomnień, najmilszych wierszy, ostatnich zapisków z dziecięcych i nastoletnich lat. Tam byłam. Może głupia, nieutulona, zawiedziona, może rozkojarzona, naćpana ekscesami, które dawałam sobie w żyłę, dzień po dniu, dzień po dniu. Może taka byłam, ale też byłam waleczna, wiedziałam, po co idę, do czego zdążam i czego w życiu chcę.

Musiałam zresztą osiemnaście lat później jeszcze raz przeżyć ten stan, żeby zrozumieć, że nie tędy droga, nie tędy ścieżka, że nie przez kamieniste pola i zakręty prowadzić mnie ma. Czuję do siebie żal, żal, ale ten żal koi również mój ból. Tak wielu ludzi skrzywdziłam niechcący, ale nigdy żadnego nie chciałam.

Bo siebie szukałam. Zawsze tylko siebie szukałam, ale za to jeszcze Ciebie nigdy nie przepraszałam. To przepraszam teraz.

Komentarze

Popularne posty