mentalnie już jestem...

Minęło trochę czasu, odkąd ostatni raz pisałam. Ale dużo się działo. Dom zbudowałam. Często się śmiałam. Ze trzy razy płakałam. Ot, życie.

Najbardziej brakuje mi w tym wszystkim Harpagana, jest, ale jakby go nie było, pasie się w swoim rytmie i na swoim miejscu, na swoim padoku. Mieszka w stajni, jak zwykle, sto metrów zaledwie od mojego domu. A może powinnam już pisać naszego?

Naszego, bo jakimś cudem, niechcący i całkiem z zaskoczenia, zbudowało mi się w życiu stado. Czteroosobowe. Ponieważ nie zwykłam walczyć z tym, co mi Wszechświat przyprowadza i rzuca pod nogi, nawet jeśli to kłody, po prostu je zaakceptowałam.

Wprawdzie są jeszcze pomiędzy poszczególnymi osobnikami jakieś mikroanimozje, a to ktoś chce złote krany czy turkusową fugę, ktoś inny neguje okno pod prysznicem, jakoś to się tak dzieje, że ostatecznie chyba damy radę.

Gdy tam zamieszkamy, bo już zaraz zamieszkamy. Mentalnie już jestem spakowana.




Komentarze

Popularne posty