no wiecie...

Bluszcz ostatnio fotografowałam. Mokry i nie w promieniach słońca. Przyglądałam mu się i czułam się fantastycznie. A zdjęcia wyszły kosmiczne.

Potem się między mokrymi witkami wierzby płaczącej przechadzałam. Czułam jak smagają mi twarz i włosy i wszystko, co w sobie miałam. Ach, jak się zachwycałam. Odnajduję się w życiu po prostu i w zwykłej szarej rzeczywistości też.

Trochę dzięki miłości. Ale w sumie tej własnej, do siebie. Ale nie tylko. Czuję tę miłość zewsząd napływającą, warstwami się we mnie odkładającą. To niesamowite, jak wiele rzeczy mnie odnajduje, tylko dlatego, że ja siebie odnalazłam.

Ciężką pracę wykonałam, mózg na inne tory przestawiłam, wiele rzeczy zrozumiałam. Na przykład to, że mózg jest plastyczny i piekielnie prosty do wytrenowania. Byłoby pięknie, gdybym to wcześniej wiedziała. Ależ ilu innych rzeczy bym wtedy w tym w życiu nie miała. Na przykład wspomnień.

I nie mam czego żałować. Jestem w najlepszym miejscu, w najlepszym czasie, w najlepszym ze wszystkich wszechświecie. To znaczy Wszechświecie, no wiecie.



Komentarze

Popularne posty