czas i miejsce...

Odbiło mi z wiosną totalnie. Patrzę w lustro i widzę się. Dokładnie taką, jaką się od jakiegoś czasu widzieć chciałam.

Jestem szczęśliwa i zajarana. Po prostu robię swoje. Codziennie robię swoje. Nawet robiłabym bardziej, ale spalone od słońca mięśnie mówią nie. Nie, bo byłaś na rowerze, już Ci nie wejdzie abs. Daj spokój z tym rowerem, na Harpaganie wybrykałaś się. Daj spokój und du sprichst Deutsch.

Codziennie. Day after day. Bo widzicie ja mam plan. Nie miałam planu dziesięć lat temu, bo byłam młoda i głupia, a teraz wciąż jestem młoda, ale już nie taka głupia, o nie. Na wszystko jest czas i miejsce. Na popełnianie błędów też. Gdybym nie próbowała, nie ryzykowała, bym zwyczajnie nie żyła, po prostu nie wiedziała i z trzydziestoletnim kredytem na karku powolnie umierała.

A poza tym znów wyjeżdżamy z mężczyzną z efektem "wow". Przed nami dzikie przestrzenie, szalenie ciche kuguary, ogromne zwariowane łosie i jeszcze bardziej świrnięte niedźwiedzie.

Radar mówi, że któregoś dnia już nie wrócimy, ale przecież wrócimy po Zu. Będziemy ją tam wychowywać w klatce.

Komentarze

Popularne posty